Wylot i pierwsza noc Wybrzeże Tsavo East Tsavo West
START
Minął tydzień, szkła popakowane filtry nakręcone, do ostatniej chwili zmagam sie z zagadnieniem czy brać statyw, z jednej strony miejsce zajmuje z drugiej panoramy mają swoje uzasadnienie. W końcu przeważa fakt bagażu nadawanego.
Czarna Afryko przyjmij nas z otwartymi ramionami.
WYLOT
Cała noc przegadaliśmy z koleżanką jeszcze z czasów licealnych u której mieliśmy nocować przed wylotem. Start z Warszawy o 7 rano więc nie było z sensu z Lodzi jechać o tej godzinie.
Zostawiliśmy u Honoraty ciepłe ubrania i samochód, pękły dwie butelki wina i pochłonęliśmy pyszne sery. Jak przypuszczałem oka nie zmrużyliśmy, wiec zgodnie z planem miałem nadzieję ze w samolocie uda mi się przymknąć oko. Jeśli nawet nie z własnej woli to organizm upomni sie o odpoczynek siła i jakoś ten lot przetrwa, Trzeba przyznać ze 10 godzin lotu mnie przerażało. Na lotnisku stawiamy się wg czasu czyli 2h przed odlotem, jak się okazało byliśmy jednymi z ostatnich w kolejce po bilet i miejsce. Mimo to dostaliśmy miejsce przy oknie obok siebie wiec nie było źle, środek samolotu więc dla mnie bomba. Odmrażanie samolotu i gładki start, samolot nowiutki, monitorki wyświetlają trasę lotu, widzę ze będziemy lecieć do Hurghady stałą trasą więc wiem czego się spodziewać i kiedy można przewidzieć jakiś turbulencje, lot przebiega gładko niczym pupcia niemowlaka. Kiedy po samolocie rozchodzi się zapach podrzewanego jedzenie już kompletnie odpływam. Nie wiem czemu narzekają pasażerowie często na jedzenie samolotowe. Jasne Ritz to to nie jest wiem że na tej wysokośći i przez ciśnienie oraz hałas odczówamy zacznie gorzej każdą potrawę. Ale muszę sie przyznać ja uwielbiam catering w samolocie, chyba mi to z dzieciństwa zostało. Carry z kurczaka noooo bomba.
Ścieżkę podejścia lotniska w Hurghadzie znam na pamięć z zamkniętymi oczami czuje każdy zakręt, jest super. Tylko to dziwne uczucie po przyziemieniu i otwarciu drzwi że nie wysiadamy, nie wychodzimy z samolotu Patrzę się tylko przez okno i ogarnia mnie jakieś błogie uczucie jakbym był w domu. Żona uparcie twierdzi że jednak warto było wybrać Kenie zamiast Egiptu. Musze wierzyć na słowo i jej i swojej ciekawości przygody. Ponowny start.
Załoga jest super, kapitan co jakiś czas informuje o jakiś ciekawostkach które mijamy podczas lotu, jest Asuan, Abu Simbel, piękny widok na migocącą wstążkę Nilu w części Sudanu, przelatujemy nad Chartumem. Gorąc się robi niesamowity, klimatyzacja nie daje rady w samolocie. Na najmniejszy sen z mojej strony nie ma szans, mijamy równik, jestem na drugiej półkuli.
Przed startem w Warszawie panuje senna atmosfera. Odlodznie samolotu i w drogę
Jezioro Nasera i przelot nad wzgórzami w Egipcie
Z daleka zaczyna się wyłaniać posągowy szczyt Kilimandżaro, nie wierzyłem że uda się go kiedyś zobaczyć a jednak. W blasku zachodzącego słońca wygląda na prawdę imponująco, jestem szczęśliwy taki widok z pewnością rekompensuje brak snu i niewygodę długiego lotu.
Lądujemy, z ręką na sercu stwierdzam ze czarter Travel Service był najlepszym do tej pory co ze smutkiem trochę stwierdzam w kontekście AMC którym uwielbiam latać. Przez otwarte drzwi samolotu wpada pierwszy oddech z Kenii, nie powiem po wyjałowionym powietrzu z klimatyzacji jest to na pewno odmiana. Chwile potem spływam od gorąca, wiatraki na lotnisku działają tak jak ludzie tutaj – niemrawo.
Czekajac na wizę stwierdzam po raz kolejny ze rodacy nie popisują się znajomością nie dość ze że języka to jakichkolwiek informacji o kraju do którego przylecieli. Panowie od wiz nie spiesza się, średnio jedna osoba na 10 minut dostaje stempelek, co powoduje szum nie zadowolenia zza plecami, i co chwila pytania „panie a oni to jakieś problemy robią, coś trzeba wypełniać, a czemu pana zona tak długo przy okienku stoi, może się przefarbuje na brunetkę bo oni tu chyba blondynki za bardzo lubią” W końcu się udaje dostać z bagażem do rezydentki i jedziemy do hotelu. Muszę przyznać że widziałem biedę w krajach arabskich i nie była ona dla mnie jakaś szokująca ale to co było na obrzeżach Mombasy mnie zaskoczyło. Przewalający się czarny tłum ludzi którzy chodzą bez celu. Szok drogi to brak białego człowieka przez całą drogę. Czyżby faktycznie było tak niebezpiecznie że po zachodzie słońca turyści nie wychodzą poza obręb hotelu? Osobiście aż tak bardzo w to nie wierzyłem ale wierzę własnym oczom a te nie widziały białej twarzy w tym tłumie. Do opisu Mombasy pewnie wrócę podczas wycieczki późniejszej wiec teraz to koniec zresztą w ciemnościach nie było aż tak dużo widać.
Dalej standard goście są rozwożeni po hotelach dostają pokoje, opóźniona kolacja. Mamy pokój z dwoma klimami obie o dziwo działają – super. Natomiast na pytanie czemu nie ma moskitiery boy hotelowy szczerze odpowiada ze komary do drugiego piętra nie latają wiec nie ma potrzeby instalowania. Przez resztę wieczoru nie ma co robić w zasadzie więc idziemy zobaczyć Ocean, towarzysz nam przygodnie poznany kot który robi najwyraźniej za ochroniarza po pewnym czasie wołamy na niego securita, Jeśli tylko oddalamy się zbytnio od hotelu zaczyna zawodzić miauczeć. No normalnie securita. Okazuję się ze jednak nie jesteśmy na plaży sami setki krabów łażą po piachu wygląda jakby plaża momentami się ruszała. Zaczepia nas prawdziwy ochroniarz hotelowy, zwraca uwagę byśmy nie oddalali się za daleko, na terenie plaży hotelowej on odpowiada za nasze bezpieczeństwo i tu nam sie nic nie stanie ale dalej może być rożnie. Fizycznie może nikt nam nic nie zrobi ale okraść mogą chcieć, tutaj biały człowiek jest postrzegany jako bogacz. Mówimy mu ze w Polsce tak bogato nie jest nie raz trzeba bardzo długo oszczędzać żeby wybrać się do Kenii nie raz jest to wyprawa życia, Tak ale wy macie z czego oszczędzać my nawet tego nie możemy. Taka jest prawda o Kenii tej po za hotelowymi bramami strzeżonymi przez uzbrojona ochronę
Klimatyczny wieczór czarnej Afryki / wierny towarzysz nocnych wędrówek, kot "sekjurita" / Kraby na plaży
Wybrzeże dzień pierwszy >>>